Pacjentem Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Pawła II w Zamościu był 78-letni Franciszek B. Jego córka usłyszała, że przyczyną śmierci było zatrzymanie akcji serca. Wątpliwości nabrała, kiedy zobaczyła, w jakim stanie są zwłoki ojca – na ciele widać było rozległe obrażenia skóry.
Wtedy okazało się, że podczas operacji usunięcia z serca mężczyzny elektrody doszło do niespodziewanego zdarzenia. Kobieta o sytuacji zawiadomiła prokuraturę, a ta wysłała akt oskarżenia do Sądu Rejonowe w Zamościu. Dotyczy 40-letniego lekarza, który nie przyznaje się do popełnienia zarzucanego czynu. Takich operacji przeprowadził już ponad dwa tysiące.
– Nie kwestionuje samego zdarzenia i obrażeń, ale – jak podkreśla – nie były one wynikiem jego działania czy zaniechania – pisze Tygodnik Zamojski.
Skąd wziął się ogień? Powołując się na ustalenia redakcji Zamojskiego, wyjaśnia to Fakt:
– Część ciała pacjenta (okolice klatki piersiowej, brzucha, pachwin aż do połowy ud) została trzykrotnie zdezynfekowana specjalnym roztworem alkoholowym. Potem pacjenta obłożono sterylną folią chirurgiczną. Niestety zdezynfekowana skóra pacjenta nie zdążyła jeszcze wyschnąć i w efekcie folia nie przykleiła się do niej (a powinna), tworząc wolną przestrzeń. I to tam później powstał ogień.